Prezentujemy kolejne zgłoszenie do konkursu na Rybę Roku nadesłane przez Mariusza Drogosia, tym razem konkursową rybą jest węgorz. - W połowie maja, w piątkowe, wczesne popołudnie zabrałem kolegę spod szkoły. Pojeździliśmy po sklepach wędkarskich w poszukiwaniu m.in. rosówek.
Potem pojechaliśmy do domów (mieszkamy obok siebie), zabraliśmy się za szybki obiad, spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Michał zabrał mnie na swoją (PZW) tajną wodę, gdzie miałem złowić swojego pierwszego w życiu węgorza (oczywiście nie obiecał mi tego). Na miejscu byliśmy już o godz. 14 aczkolwiek na węgorze liczyliśmy dopiero pod wieczór.j Woleliśmy czekać do wieczora nad wodą niż w domach. Rozłożenie się i zrobienie zestawów zajęło nam niespełna godzinę więc ok. godz. 15, zestawy wylądowały w wodzie. Do wieczora było jeszcze dużo czasu, dlatego na spokojnie poszliśmy do pobliskiego lasu nazbierać drewna na ognisko. Gdy nazbieraliśmy odpowiednią ilość, zasiedliśmy przed wędkami i czekaliśmy na wieczór. Gdy konsumowaliśmy kolację Michał zauważył, że mam delikatne branie na jednym z feederów. Szybko dokończyłem jeść, podszedłem do wędek i zauważyłem, że co jakiś czas coś niezbyt mocno szarpie szczytówką. W końcu zaciąłem ale ryby na haku nie było, pozostał jedynie kawałek rosówki. Gdy robiło się ciemno i było po godz. 21 nastąpiło piękne branie na karpiówce kolegi. W tej chwili widziałem pierwsze w życiu branie węgorza i pierwszy w życiu hol tej ryby. Nie złowiłem go ja, ale cieszę się jak dziecko bo wiedziałem że węgorze są i chcą brać. Michał widzi, jak się "jaram", więc proponuje mi, że jak będzie miał kolejne branie a ja nadal nic to zacinam i go holuję. Nie idę na to, nie zgadzam się. Mija dokładnie godzina i na tym samym kiju jest drugie piękne branie. Kolega wyciąga nieco mniejszego, ale zdecydowanie waleczniejszego węgorza - 62 cm. On już ma na koncie ''naście'' ryb tego gatunku a ja wciąż czekam na pierwszego osobnika.Po kilkunastu minutach jest branie na moim feederze! Piękne szarpnięcia szczytówką i jednoczesny odjazd. Podchodzę do kija, czekam kilka sekund i znowu to samo. Przy trzecim odjeździe tnę. Jest na końcu zestawu ryba! Staram się holować rybę zdecydowanie ponieważ całe dno jest porośnięte podwodną roślinnością. Chwilami przeciwnik stawia taki opór, że kij gnie się na prawdę mocno i w tym momencie tylko czekam aż przestanie się szamotać. Michał wchodzi do wody i gry ryba jest już blisko brzegu, łapie za żyłkę i ląduje na brzeg mojego pierwszego w życiu węgorza! Moja radość jest ogromna, cieszę się i chyba nie dowierzam temu co się właśnie stało! Mierzenie - 62 cm, ale ryba nie chce się do końca wyprostować. Trudno, kolega robi szybkie zdjęcie a później nieco dłuższa sesja zdjęciowa. Bierzemy się za odczepianie. Dwa poprzednie były zahaczone bardzo fajnie, całe haki były na wierzchu (Michał specjalnie ciął szybko, tylko wtedy jest ryzyko, że się nie zatnie) ten niestety połknął go bardzo głęboko (jeśli będę miał jeszcze możliwość łowić węgorze będę ciął szybciej) więc odgryzam przypon i daję go do siatki. Tak, słyszałem, że to bardzo wytrzymałe ryby ale chciałem się upewnić, że przeżyje.Jestem szczęśliwy, osiągnąłem kolejny cel - złowiłem węgorza. Już nic nie muszę złowić ale jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia więc czekam niecierpliwie na kolejne branie, którego się już nie doczekaliśmy tej nocy. Całą noc przesiedzieliśmy przy wędkach z powodu niezliczonej ilości komarów (nawet w aucie), nie dało się zasnąć (nawet mimo moskitier).Nad ranem Michał ma jeszcze jedno nieśmiałe branie, ale nie był to raczej węgorz - one były zdecydowane. Sprawdzam stan swojej ryby i widzę, że chyba jej nic nie jest, jest żwawa, więc mierzę ją jeszcze raz i udaje mi się. Nie skręca się, węgorz wyprostował się cały. Jest dokładnie 63 cm, ale nie robię już zdjęcia z miarką, tylko zwracam mu wolność. Gdy zrobiło się widno spakowaliśmy się i... wyciągnęliśmy z auta ponton, który szybko napompowaliśmy, spakowaliśmy na niego spinningi, wypłynęliśmy i zniknęliśmy gdzieś między wieloma wysepkami - poczułem się tak trochę jak na szkierach.Obławialiśmy zatoczki i pasy przybrzeżnych trzcin. Michał czesał wodę slider'em a ja postanowiłem, że przetestuję wygraną wędkę castingową oraz woblery Sebile. W pewnym momencie w pięknej zatoczce kolega zacina pierwszą rybę. Jest to niewielki szczupak - pod wymiarek. Po niedługim czasie tak mnie zmógł sen, że odłożyłem kijek na dnie pontonu i próbowałem się jakoś wygodnie ułożyć w pozycji leżącej lecz nie bardzo mi to wychodziło. Po dłuższym czasie kręcenia się zorientowałem się, że leżąca pod naszymi nogami wędka, może Michałowi przeszkadzać, więc wziąłem ją do ręki, aby ją położyć w innym miejscu i gdy miałem ją odkładać, pomyślałem: a, rzucę sobie. Jeden rzut przed siebie i...: a, rzucę jeszcze za siebie. Tak zupełnie od niechcenia. Trzymam kij przy wodzie i prowadzę woblera zza siebie gdy nagle czuję, że coś się szarpnęło na końcu zestawu. Od razu mnie to "ocuciło". Myślałem, że będzie to bardzo mały szczupak, który uderzył w niewiele większą od siebie samego przynętę. Jakież fajne było moje zaskoczenie, gdy na powierzchni, pokazał się całkiem sympatyczny, pięknie wybarwiony okonek - 33 cm. Była godz. 9 rano, pływaliśmy do godz. 14 ale już nic nie złowiliśmy. Spłynęliśmy, zabraliśmy się za składanie środka pływającego, wędek i... zerwał się bardzo silny wiatr, na wodzie powstały małe fale i zaczął padać deszcz. Ufff, udało się w ostatniej chwili. O godzinie 15 ruszyliśmy w drogę powrotną - kończy swoją przygodę Mariusz Drogoś
Komentarze
Camera Make = NIKON CORPORATION
Camera Model = NIKON D3000
Software / Firmware Version = Ver.1.00
Last Modified Date/Time = 2013:05:17 22:46:37